wtorek, 17 marca 2015

Wiosna, wiosna...

...I chociaż nie jestem fanką wiosennych ochów i achów, tak w tym roku nawet ja, zagorzała wielbicielka zimy, oddycham z ulgą, dobrze, że już przyszła:) Słoneczko ogrzewa moje i Stasia poliki, suszy pierwsze wywieszane na zewnątrz prania, wietrzy pościel, koce i poduchy, po czym bezlitośnie, jaskrawym promieniem odsłania pozimowy kurz... Wiosenne powietrze za to codziennie omiata nasze małe mieszkanko i na moment, chociaż robi się bardzo chłodno, to ciagle nie jest to juz zimowy zamróz, a dom wypełnia czyste, pachnące złotym słońcem powietrze:) 

...dobrze, że przyszła. Nawet sprzątać się chce po tej jakiejś nieudanej zimie, nawet energia powoli wraca, po kryzysie przesilenia... I nawet wreszcie zachciało mi się wielkanocnych drobiazgów, które jak dotąd omijałem w sklepach wzrokiem. Nie zaszalalam, ale początek dobry, wesoły i wiosenny oczywiście:)



Ptaszka w zeszłe lato upolowałam z rabatem w Home and You, a zajączka i przepiórcze jaja dwa dni temu...w Praktikerze!:D

Poza tym oczywiście na wiosnę wystroily się pastelowe świecące bawełniane kulki Cotton Ball Lights:



Natomiast w nowej, ikeowej ramce drugie życie wiedzie teraz szkic martwej natury, jeszcze z czasów studiów na ASP, i każdym popołudniem wygrzewa się w wiosennym słońcu, które wesoło odbija się od szybki i tańczy po całym pokoju:


Jest też parę innych nowości, o wszystkich postaram się kiedyś opowiedzieć, ale jeszcze na koniec, skoro jesteśmy przy złotych odcieniach światła, podzielę się z Wami 60cioletnim znaleziskiem - piękną filiżanką z fabryki Shumann Arzberg, która zachwyciła mnie nietypowymi raczej jak na tamte czasy brzegami ombre:






Ach, och! - niech bedzie:) Wiosna:)

Ściskam Was zielono, Kochani;)





wtorek, 10 marca 2015

Kolorowo miiiiiii:)

To chyba wina słońca i dużej ilości urodzinowych kwiatów!:) Piękne, soczyste barwy całych naręczy tulipanów, które pojawiły się w naszym domu sprawiły, że wpadłam w iście wiosenny nastrój! Zaczęło się od kwiatów, potem przyszła zakupiona w internecie torba, potem plan wiosennych porządków i teraz jeszcze..jakiś taki niewytłumaczalny, świeży przypływ wiary, że wszystko się da, jeśli się chce:) 


Ale słowo o torbie, chociaż Zwykle łatwiej mi pisać o sofach...:) ...bo jeśli, drogi Gościu w moim niebie, szukasz modowych porad, to z czystym sumieniem polecam Ci blog mojej Siostry:)     ----------->

Torba urzekła mnie przez wzór paisley, czyli "nerkowy" - na nasze. To jeden z moich ulubionych motywów, i chociaż w kolorze jest po prostu genialny, to lubię go nawet na srebrnym kubeczku, w bieli;)


A mówiąc o kubkach, jeden dostał dziś w prezencie Pan Mąż na Dzień Mężczyzny:) Kubas, właściwie, nie kubek, mieści prawie 700ml herbaty i można z nim zasiąść na długie popijanie ulubionej czarnej:) No i jest taki zabawny, jak muchomorek czy stary, emaliowany garnek;) A ja mam negatyw z domowych zbiorów - taki oto wiosenny psikus;)



Ściskam Was cieplutko!

Ola 


czwartek, 5 marca 2015

Na straganie w dzień targowy...

Można spotkać Stasia:)

 

Pan Stanisław czesto, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, którą zazwyczaj włada fachowo, zamienia stragan w cukiernię i raczy mnie nadzwyczajnym menu:


Menu, na pierwszy rzut oka niepozorne, jest naprawdę do zjedzenia!


Zawiera też sekretne informacje na temat receptur smakołyków... Zaraz, zaraz, gdzie ten przepis...


Wszystkie pyszności przyprawione są najcudowniejszym aromatem - śmiechem Stasia:


Może dlatego niezmiennie tryskają kolorami i zachwycają fakturą...




To wszystko, smaki i aromaty, witaminy i zdrowie, niczym byłoby bez doborowego towarzystwa:) Takiego, bez którego bywa okrutnie nudno i w którego oczach można tak łatwo zatonąć:)


Miłego wieczorku, Kochani!




wtorek, 27 stycznia 2015

Po przerwie - Stasiowa ozdoba do pokoiku

Kochani, wybaczcie, że ostatnio tak malutko tu się dzieje. W życiu dzieje się aż za dużo i czasem trudno mi wszystko ogarnąć, ale bardzo staram się znajdywać czas na rzeczy, które zatrzymują nas w biegu. Czasem jest to rozmowa z przyjacielem, czasem tworzenie czegoś ładnego pod wpływem impulsu, czasem wypita w odświętnej atmosferze herbata z Mężem lub synkem (och, jaki z niego koneser: " Mamusia, ta (Earl Grey z różą) dobra, ale ta (mięta z jabłkiem) jeszcze bardziej dobra!" Poza tym lubi zwykłą z dodatkiem cytryny i miodu;)... Dzisiaj jednak do głosu doszły potrzeby twórcze i razem ze Stasiem wykonaliśmy ozdobę, która z powodzeniem mogłaby wisieć nad niemowlęcym łóżeczkiem. Nam jednak pomysł zaczerpnięty z Pinterestu tak przypadł do gustu, że pokusiliśmy się o własną wersję. Przeprszam Was za niezbyt udane zdjęcia, kiedy skończyliśmy już dawno zapadła noc, a ja tak bardzo chcę się z Wami tym podzielić jeszcze dzisiaj:) Oto nasza praca:







Takie wisiadełko przypomina nam trochę ozdobę z muszelek, jakoś czasem przywodzi na myśl morze i letnią bryzę, kiedy delikatnie tańczy przy każdym, nawet najmniejszym ruchu powietrza. Zaraz potem jednak kojarzy mi się z indiańskimi łapaczami snów, w każdym razie oboje jesteśmy leciutko zaczarowani tym prostym projektem;) Stasiowi skojarzył się nawet z padającym za oknem śniegiem!:) Och, a zimę mamy przepiękną!!! Dzisiaj szleństwom na białym puchu nie było końca, nie mogłam mojej Latorośli zapędzić z powrotem do domu;) Wróciliśmy mokrzy, zgrzani i szczęśliwi, z połową nowego bałwana przed domem;D Śnieg jest boski! I chociaż za oknem sypało magicznie, to przez sekundkę poczułam dzisiaj lato. Rozmawiając z Panem Geraldem usłyszałam po drugiej stronie śpiew ezgotycznych ptaków. Zamknęlam oczy, wsłuchałam się uważnie i na moment mogłam przysiąc, że czuję ciepłe promienie słońca na policzkach:)

Ściskam Was, Kochani!







poniedziałek, 19 stycznia 2015

Centrum dowodzenia Asystenta Planu

Witajcie Kochani! Ostatnio mniej postów pojawia się na blogu, a to za sprawą dość męczących zdrowotnych historii, które nas ostatnio nie chcą opuścić, za to wiodą nas do wszelkich lekarzy, a nawet w strony Izby Przyjęć jednego z łódzkich szpitali dziecięcych w niedzielny poranek... Cóż, mimo wszystko naprawdę wierzę, że wkrótce uda nam się wspólnie rodzinnie odpocząć, czepiam się resztek optymizmu... Tymczasem w pokoiku mojego Stasia zaszły bardzo delikatne, niemal kosmetyczne zmiany, ale są one powodem wielkiej radości mojego synka:) Nie przypuszczałam, że małe poprzestawianie sprzętów bedzie miało jakieś głębsze znaczenie, ale w końcu tam, gdzie ja widzę po prostu funkcjonalne ustawienie mebelków, Staś widzi ściany domu, chody na strych, a nawet klapę od wejścia do piwnicy, jego wyobraźnia jest bajeczna!:) Oto królestwo mojego Pana Asystenta, oto łaskawie udzielił nam audiencji z aparatem:)

Na początek kącik twórczy. Za prze suwnymi drzwiami znajduje się niewiele ubrań, większość miejsca zajmują poukładane w pudłach gry i puzzle, pojemniki z drewnianymi zabawkami, kosz z utensyliami artystycznymi i instrumenty muzyczne:) Bliskość stoliczka bardzo ułatwia zorganizowanie przestrzeni twórczej:)



Czesem jednak gabaryty stoliczka są niewystarczające... Podłoga świetnie wtedy służy jako zamiennik:)



Po drugiej stronie można pojechać na przejażdżkę na koniku na biegunach, zdaniem Stasia jego konik jest w stanie dogalopować wszędzie:)





...a po długiej podróży ułożyć się na kanapie:)


W końcu kanapy strzeże ukochana owieczka Stasia:




Wszystko staramy się utrzymywać w leciutko plażowej kolorystyce, w końcu mieszka z nami zodiakalna Rybka:)




...ale, co nietypowe dla Rybek, głos ma, i to głośny jak ryk Lwa! W kuchni może rządzę ja, ale tutaj...wiadomo - kapitan Staś!:)


To pomieszczenie przeszło chyba najwięcej symbolicznych metamorfoz, ale cel tych działań jest zawsze jeden - Staś ma lubić to wnętrze. Póki co udaje nam się nadążyć za jego potrzebami, ma wzruszającą dla mnie świadomość tego, że to jest JEGO pokój. Czesto więc mówi: "Mamusia, zapraszam Cię do mojego pokoju, chodź, pobawimy się". I nigdy nie udaje mi się odmówić:)

Miłej nocy, Kochani!
















czwartek, 15 stycznia 2015

Enjoy the moment

Czasem, pijąc w ciszy herbatę, kiedy świat spokojnieje, a tornado Staś szaleje gdzies za ścianą, wszystko na moment robi się jakieś nowe... zdarza mi się na to wszystko zapatrzeć i w pełnym zdziwieniu stwierdzić, ze kuchnia jest najbardziej niedocenionym i jednocześnie najbardziej eksploatowanym pomieszczeniem w naszym domu. Dzisiaj jej chwila, w końcu to tutaj zaszywam się porannie na filiżankę Earl Greya. Oto bardzo subiektywny zestaw obrazów z naszego kuchennego świata;)










 
Ściskam!